Rekruterzy będą płacić programistom za „stracony” czas podczas rekrutacji?
Branża IT to jeden z najszybciej rozwijających się sektorów gospodarki na świecie. Już dawno temu popyt na wszelkiego rodzaju usługi informatyczne oraz oprogramowanie zdecydowanie przerósł podaż. Co więcej, różnica ta cały czas się powiększa. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak odpowiednio wykwalifikowanych pracowników, których na próżno szukają pracodawcy. Nie ma co ukrywać, składanie kartonów to nie programowanie, tutaj nie można wziąć kogoś z ulicy i oczekiwać, że po 2 dniowym szkoleniu będzie pracował jako samodzielny pracownik. Aby dojść do pełnej wprawy w tym fach potrzeba minimum solidnie przepracowanego roku. Czynniki te powodują, że obecnie specjaliści IT są jedną z najlepiej wynagradzanych grup zawodowych na świecie. Według danych portalu Wynagrodzenia.pl średnia płaca programisty wynosi bagatela 5 693 zł brutto. Jest to kwota o jakiej zdecydowana większość Polaków może tylko pomarzyć. Rekruterzy poszukujący programistów dla firm IT doskonale zdają sobie sprawę z tego iż jest to zadanie bardzo trudne, a ze względu na coraz szybciej rosnący popyt w stosunku do malejącej podaży zaczyna dochodzić do wydawało by się paradoksalnych sytuacji, w których to kandydaci mogą spodziewać się wynagrodzeń za stracony czas podczas procesu rekrutacyjnego!
Wszystko w całym tym zamieszaniu obija się o słynny portal LinkedIn, gdzie swoje konto ma chyba każda aktywnie zawodowo osoba. To właśnie dzięki tej obszernej bazie pracowników, head hunterzy starają się znaleźć kandydata, który będzie spełniał stawiane przez danego pracodawcę wymagania. W przypadku programistów, jest to o tyle trudne, że chyba nie da się tą metodą znaleźć kogoś, kto akurat nie miałby jakiegoś zatrudnienia w zawodzie. Biorąc pod uwagę fakt iż specjaliści IT dostają dziennie nawet po kilkadziesiąt różnych propozycji pracy w większości zupełnie odbiegających od zainteresowań danej osoby bądź obranej ścieżki zawodowej nie ma się co dziwić, że niektórym delikatnie mówiąc puszczają nerwy. Nie inaczej było w przypadku jednego z programistów, o którym jakiś czas temu było zresztą bardzo głośno w internecie. Rekruter, który chciał go zaprosić na rozmowę kwalifikacyjną zamiast zwykłej odpowiedzi otrzymał wdawało by się dość dziwną wiadomość:
„Godzina mojego czasu wacha sie [pisownia oryginalna] w przedziałach 82-110zk za godz netto + VAT. Jesli nalega Pan na kontakt inny niz mailowy bez podania wyraźnych przyczyn jestem w stanie sie zgodzić na tych warunkach.”
Zdecydowana większość osób raczej ucieszyła by się z zainteresowania jakiegoś innego pracodawcy mając nadzieję na polepszenie swojej sytuacji materialnej. W tym jednak przypadku było zupełnie na odwrót. Pokazuje to dobitnie, że po pierwsze rekruterzy w Polsce wysyłają masowo zaproszenia na rozmowy kwalifikacyjne nie weryfikując wcześniej czy takowa osoba będzie zainteresowana podjęciem pracy na danym stanowisku. Po drugie kandydaci traktowani są tutaj jak ktoś kto i tak ma za dużo wolnego czasu. Dlatego bardzo dobrze się stało, że ktoś w końcu przypomniał „linkdedinowym” spamerom, iż obecnie w branży IT panuje rynek pracownika! To właśnie rerkuterzy mają dostosować się do kandydatów, a nie odwrotnie. Jeśli ktoś myśli, że znajdzie nowego członka zespołu, bo zaoferuje mu pensje wyższą o 100 zł i kartę MultiSport to powiem szczerze, że życzę powodzenia w tych poszukiwaniach.
Co ciekawe jedna z Polskich firm już zdecydowała, że wszyscy kandydaci, którzy przejdą przez początkowy etap rekrutacji dostaną 100€ za udział w rozmowie kwalifikacyjnej. Jak widać można!
„Zostawiając nam swoją aplikację weźmiesz udział w procesie rekrutacji do pracy lub do projektu. Jeżeli przejdziesz początkowy etap rekrutacji i weźmiesz udział w rozmowie kwalifikacyjnej zapłacimy za Twój czas – 100€ !”
Takie podejście od razu wyklucza to, że rekruterzy będą kontaktować się z osobami, które tak naprawdę nie są zainteresowane danym stanowiskiem. A nawet jeśli się pomylą to kandydat, który został zaproszony na nie interesującą go rozmowę nie będzie potem pluł sobie w brodę, że stracił czas, który mógłby wykorzystać na dokończenie jakiegoś projektu.
Moim zdaniem, albo rekruterzy zaczną wkładać trochę wysiłku w wyselekcjonowanie poszczególnych osób, albo zaczną im płacić za sam fakt zapoznania się z ogłoszeniem.